Od dziś na ekranach naszych kin gości „Zapaśnik” (The Wrestler), zdobywca aż 3 statuetek Independent Spirit Awards, popularnie nazywanych „niezależnymi oskarami”, w kategorii film roku, aktora pierwszoplanowego oraz za najlepsze zdjęcia.
Nie ukrywam, że właśnie ten fakt przyciągnął mnie do kina i zmobilizował do zapłacenia za bilet. Film wbrew tytułowi oraz plakatom porozwieszanym po całym mieście, pokazuje nie tylko tytułowe zapasy, ale także w subtelny sposób -walkę głównego bohatera z samotnością oraz brakiem możliwości odnalezienia się poza ringiem. Usiłując naprawić trudne, zaniedbane relacje z córką tylko pogarsza sytuację. Oczywiście samych „ostrych” scen walki nie brakuje, trzeba im jednak przyznać że są zrobione po mistrzowsku. Ja, jako przedstawicielka płci pięknej, oglądałam je chowając się za butelką słodkiego napoju. Na szczęście nie zdominowały one filmu, tworząc kolejną część „Rocky`ego”. Przesłanie filmu nie ogranicza się do rywalizacji na ringu, co mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło. W roli głównej mamy tu Mickey`a Rourke, powracającego na ekran po długiej przerwie, ale w świetnej formie. Nagroda dla aktora pierwszoplanowego jest więc w pełni zasłużona. Jedyne z czym mogę się odrobinę nie zgodzić, to z uznaniem „Zapaśnika” za film roku. Był interesujący, zmuszający widza do odrobiny refleksji, ale nie nadzwyczajny. Pomimo to trzeba przyznać, że połączenie twardego mężczyzny toczącego brutalne bójki na ringu z „nawróconym” tatusiem świadomym popełnionych błędów jest ciekawym pomysłem i jedną z niewielu pozycji w repertuarze kin w tej chwili godnej uwagi.